poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Telewizyjni wróżbici

Jest sporo sposobów na zarabiania pieniędzy i ich tracenia. Większość ludzi, o ile nie wszyscy, zgodzi się ze mną, że o wiele łatwiej je stracić, niż zarobić. Jak ktoś ma problemy z ich traceniem, to mogę podać mój numer konta i niech ich trochę straci przelewając do mnie! Jednak to chyba tylko pobożne życzenia... 

Wracając jednak na Ziemię (już się rozmarzyłem jak ja stracę pieniądze tych, którzy mają z tym problem) i szukając sposobów na, moim zdaniem, bezsensowne wypływanie kasy z naszych kieszeni, znalazłem w telewizji mnóstwo konkursów (wystarczy wysłać SMSa za 2 zł + VAT i można wygrać wielkie pieniądze). Znacie kogoś kto wygrał choć złotówkę? Ja nie, ale może jednak komuś się udało...? Swoją drogą słyszałem, że są zawodowcy, którzy się tym trudnią - wysyłają ogromną ilość SMSów, by wygrać na przykład samochód i go sprzedać, i podobno to nawet się opłaca, ale ledwo ledwo. Jednak nie tylko konkursy są studnią, do której wrzuca się ciężko zarobione pieniądze. Można również zasięgnąć porady u wszelkiej maści wróżbitów. Szklana kula prawdę Ci powie!

Szukając dalej, to również w Internecie jest wiele sposobów na stratę pieniędzy! We wszelkiej maści serwisach -  konkursy, loterie, hazard, randki, porno, wiedza (ta użyteczna i całkiem bez), filmy, gry, gadżety na komórki i wiele, wiele innych. Internet ma nawet większe pole do popisu, ponieważ nie ogranicza nas specjalny SMS - można robić przelewy online lub płacić kartą!

Dobra, ale by człowiek mógł gdzieś stracić pieniądz, najlepiej u mnie (propozycja z podaniem numeru konta dalej aktualna) musi do nas trafić! Jak najłatwiej w obecnych czasach to zrobić? Oczywiście przez Facebooka (maile mają za dużo filtrów antyspamowych i prawo jest po stronie użytkowników...). FB jest pełen reklam i innego SPAMU. Coś opublikuje znajomy, my klikniemy... STOP!!! Lepiej  nie! Raz się wejdzie, zaakceptuje, obejrzy i nie do końca świadomie nada prawo do publikowania na naszej tablicy, a serwis z takim prawem nie będzie się ograniczał, tylko bez naszej wiedzy i kontroli sprawiał, że następni klikaną, i następni, i następni, i...

Po tym przydługim wstępie przejdźmy do sedna! Przez połączenie dwóch powyższych zjawisk współczesnego świata, a może dzięki nim, natrafiłem na filmik, który zamieszczam poniżej:


Jak widać ciekawe zdanie na temat zagubionych telewidzów szukających porady u sił wyższych ma Wróżbita Karol... Zastanawiam się co ludźmi kieruje by być tymi "debilami"? Czy na prawdę puszczają telewidzów, czy kogoś podstawionego ze studia obok? I najważniejsze! Czy Wróżbita Karol stracił prace? Te pytania nie dają mi spokoju! Tak poważnie, no dobra - tu nie można mówić o powadze, to się strasznie uśmiałem oglądając ten filmik, może nawet bardziej niż jego bohater?

Dla wszystkich, którzy szukają swojej drogi zamieszczam moje "dzieło", jak na nim ją odnajdziecie, to wróżbici nie będą wam potrzebni, powodzenia!

wtorek, 23 kwietnia 2013

Grey - czemu ta książka jest fenomenem...?

Ostatnio odsłuchałem trylogii "50 odcieni szarości", czyli książki o... Właśnie! O czym?!?

Zatem streszczę trochę o czym się dowiedziałem słuchając..., hmmm...., źle napisane! Streszczę czego wysłuchałem. Wybitnie zdolna studentka (nie to co ja) nie długo przed obroną jedzie do młodego milionera przeprowadzić z nim wywiad w zastępstwie swojej współlokatorki i przyjaciółki. I tak zaczyna się wielka perwersyjna miłość, która jak na współczesnego Kopciuszka przystało, kończy się dobrze...

O samej książce - mogła by być to naprawdę wspaniała powieść, lecz wszystkie ciekawe wątki zostały momentalnie ucinane. Wszystko ogranicza się do "perwersyjnego bzykanka". Choć określenie "perwersyjne bzykanko" w jednej pozycji przez parę minut to bardzo na wyrost określenie. Nie oszukujmy się, jestem facetem i widziałem niejeden film porno, również z gatunku BDSM. To co jest w trylogii Greya, nic nowego nie wnosi. Chociaż w sumie można się nabawić kompleksów... Dziewczyna, która kończąc studia jest dziewicą, a jej inicjację przeprowadza milioner i to od razu z orgazmem! Obydwoje mogą właściwie non-stop. Wystarczy, że ona przygryzie wargę to on już jest nabrzmiały, i wystarczy, że on po prostu jest, a ona jest mokra...

Po za tym jest tam tyle błędów merytorycznych... Chociażby pomysł samochodu na wiatr? Dobra nie jestem specjalistą, ale dążenie do tego by samochody była jak najbardziej aerodynamiczne i jednocześnie zrobienie go na energię wiatrową...? Cóż...

Bohaterka mimo usilnych prób kreowania jej na silną, przebojową i zdecydowaną kobietę jest strasznie mdła i bez wyrazu... Jest taka sprytna i odciąga uwagę zmieniając temat, niezawodne i to działa za każdym razem! Bohaterka  rzeczywiście jest zaskakująco silna psychicznie, błyskotliwa i inteligenta, lecz tylko dlatego, że obraca się w kręgu wyjątkowych idiotów! To też jest swoisty paradoks, ponieważ obraca się wśród elit intelektualnych. Jej wszystkie zachowania może i zaskakują, zachwycają ludzi dookoła, ale cały ją otaczający świat jest infantylny, nie można tego inaczej wyrazić...

Co mnie jednak najbardziej dobiło? Oprócz maili czytanych w całości (nadawca, odbiorca, temat itp.), choć wiem, że w audiobooku nie da się przeczytać inaczej i czytając "klasycznie" bym to wszystko mijał. Jednak najgorsza była podświadomość i bogini. Nie do końca wiem czym były... Sumieniem, alter ego głównej bohaterki? Bogini cały czas robiła fikołki, a podświadomość patrzyła znad okularów. Nie wiem co to miało wnieść? Niby te "istoty" były częścią jej, ale ona i tak postępowała zupełnie niezależnie, niż wskazywało by na to zachowanie tych "stworów". Miały one chyba obrazować jej uczucia...?

Czemu książka odniosła sukces? Sadzę iż jest to spowodowane "perwersyjnym bzykankiem". Jak to było w którymś odcinku "Jeden gniewny Charli" - kobiety do niektórych fantazji się nie przyznają, gdyż będą się bały gwałtu, a w tej książce jest wszytko powiedziane na głos. Podejrzewam, że ludzie nie mają odwagi w sypialni, gdyż tam trzeba zacząć odwagę w seksie i ewentualnie później ją przenosić dalej. Parafrazując mojego ulubionego satyryka "My nie mamy dobrego języka by rozmawiać o seksie, bo albo są to słowa wulgarne, albo ja nic nie rozumiem". Jednak by czuć się spełnionym w tym, bądź co bądź ważnym, zakresie życia, to trzeba rozmawiać z parterem. Ta książka pokazuje, że nawet najbardziej perwersyjne bzykanko może się spodobać, nawet jeśli nigdy nie dopuszczało się do świadomości takiej możliwości. Tylko czemu musi to ludziom uświadamiać mdła i płytka książka, skoro tylu specjalistów z tej dziedziny (i nie nie mówię tu o aktorach porno lub prostytutkach) wypowiadało się na ten temat? Jednak to i tak nic nie zmieni, książka rozbudzi wyobraźnie, ale nie zmieni faktu braku dialogu na ten temat, więc nawet w tej materii nie dostrzegam fenomenu tej książki...

Cała sprawa też jest lekkim sponsoringiem. Ok, główna bohaterka nie chce pieniędzy swego księcia z bajki, ale przyjmuje od niego książki (wiem nie brzmi to drogo, ale to było pierwsze wydania, białe kruki itp.), samochód (najbezpieczniejszy w swojej klasie), laptopa (Ibooka tak nowoczesnego, że jeszcze nie w sprzedaży, a ona na nim tylko pisała maile i szukała informacji o "perwersyjnym bzykanku"), ubrania (dobrane przez stylistkę "na oko", a pasowały idealnie i na pewno w sieciówkach ich nie kupiła), treningi z osobistym trenerem (nie wiem jakim cudem tak zazdrosny szary pozwolił by trener ćwiczył z jego uległą...?) i tak dalej... Jednak podkreślane wielokrotnie było, że tu wcale nie chodziło o pieniądze! Ona czuła się za każdym razem źle, gdy pożytkowała pieniądze swego kochanka.

Co mi jeszcze zapadło w pamięć? Christian pachniał zawsze drogim żelem pod prysznic! Podkreślam "drogim". No tak, przepraszam on też pachniał Christianem...

Jeszcze sobie pomyślałem, że przypomina mi ta książka trochę "modę na sukces", ponieważ bohaterka z jednym Greyem, jej przyjaciółka z jej bratem się związała, a brat przyjaciółki z siostrą Christiana...

Resumując książka jest płytka i mdła oparta jedynie na "perwersyjnym bzykanku", które wcale nie jest wybitne. Współczesny Kopciuszek z dawką seksu i to w większości nie waniliowego.

Zatem jak ktoś chce pomarnować czas to równie dobrze może pogapić się na moje "dzieło". Na szczęście przy jego tworzeniu, tak samo jak przy słuchaniu, nie była to, ani jedyna, ani nadrzędna wykonywana przeze mnie czynność, więc nie zmarnowałem czasu...


P.S.: Jeśli komuś uda się przetrwać słuchając wszystkich trzech części i ma to samo nagranie co ja, to przy ostatniej (ufff... ) przy samym końcu rozdziału 10 może odsłuchać trzech słów osoby czytającej, które w pełni oddają co czułem skończywszy słuchać!